Shut up Mr. Whiskers!

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Ludzie psychicznie chorzy to naprawdę ciekawe przypadki. Chyba każdy z nas miał w życiu taki moment rozmyślań nad tym, jak postrzegają świat osoby z takimi zaburzeniami. Z odpowiedzią na nasze pytania próbuje przyjść Marjane Satrapi. Nieznana mi wcześniej reżyserka irańskiego pochodzenia. Temat stosunkowo ciężki, także pomysł autorki, aby stworzyć z tego czarną komedię wymieszaną z thrillerem, przynajmniej na papierze wydaje się być strzałem w dziesiątkę. I w sumie nim jest.

Nasz główny bohater, Jerry (Ryan Reynolds), to typ człowieka mocno doświadczonego przez los. Psychicznie chora matka, znęcający się ojciec, częste wizyty u psychiatry. Żyć nie umierać. Gdy mogłoby się wydawać, że gość wychodzi na prostą i zaczyna łapać dobry kontakt z otoczeniem – wszystko się za przeproszeniem pieprzy. Wychodzi na jaw jego prawdziwe oblicze. Oblicze szaleńca, który „nieświadomie” morduje osobę, którą rzekomo pokochał. A kto jest temu winien? No wiadomo, że gadający, rudy, wredny kot. Tytuł filmu sam mówi za siebie. Nasz bohater lubi pogawędzić sobie ze swoimi zwierzakami.

„The Voices” od samego początku wzbudza przeczucie, iż coś tu jest nie tak. Świat przedstawiony w filmie wydaje się zbyć aż nazbyt kolorowy, z dominacją pastelowych barw w wręcz nieskazitelnie czystym, sterylnym otoczeniu. Każdy ma tu idealnie ułożoną fryzurę, wyprasowane ciuchy i uśmiechniętą facjatę. Spokojnie. Wszystko ulega zaburzeniu wraz z pojawieniem się pierwszych kropli krwi na twarzy i staniku apetycznie wyglądającej Fiony (Gemma Arterton). To ona okazuje się być pierwszą, acz nie ostatnio ofiarą Jerry’ego. I wtedy akcja zaczyna nabierać tempa.

Reżyserka bardzo umiejętnie poprowadziła swoich aktorów, a w szczególności głównego bohatera. Porządny scenariusz i dobre dialogi robią swoje. Efektem tego jest coś zaskakującego - współczucie, jakie na każdym kroku odczuwamy do Jerry’ego. Pomimo faktu iż popełnił makabryczną zbrodnię, cały czas chcemy wierzyć, że to tak naprawdę nie jest jego wina. Że to wszystko te cholerne głosy. Ten cholerny, rudy kot podjudzacz. Że tak naprawdę, to Jerry jest tu ofiarą. Ułatwia nam to kapitalnie spisujący się w swojej roli Ryan Reynolds. Aktor dotychczas kojarzony z komediami czy filmami akcji, tutaj udowadnia swój aktorski kunszt. Perfekcyjnie wciela się w dzieciaka zamkniętego w ciele dorosłego mężczyzny. Człowieka dotkniętego ogromną traumą. Zmagającego się nie tylko z problemami psychicznymi, ale również samotnością. I tak naprawdę ciężko stwierdzić, co jest dla niego gorsze.

Reżyserka umiejętnie łączy elementy dreszczowca, z czarną komedią. Mamy tu zarówno dobrze skonstruowaną akcję z odpowiednią dawką suspensu, kończącą się zaskakującymi zwrotami akcji, jak i kilka lżejszych scen. Tak dla odsapnięcia. Aktorzy idealnie sprawdzają się w powierzonych im rolach. Prócz Reynoldsa na pochwały zasługuje nieco wyniosła Gemma Arterton, czy do rany przyłóż Anna Kendrick.

Satrapi odważnie próbuje uświadomić nam, iż problemy osób psychicznie chorych nie wynikają tylko z winy chorego, lecz składa się na nie mnóstwo czynników. I za to należą się jej brawa. W tym filmie wszystko się klei w bardzo zjadliwą całość. Oczywiście, ilość makabry i czarnego humoru nie każdemu może przypaść do gustu, jednak nikt nie powiedział, ze musi być łatwo. Warto dać „Głosom” szansę, chociażby dla kilku fantastycznych scen, w których bryluje ten cholerny, rudy kocisko. Jednak najważniejsze jest to, że to film z drugim dnem. Warto żebyście odkryli je sami.

Zwiastun: